ZAWODY ŁUCZNICZE 3D Z OKAZJI 950-LECIA RYPINA

20 czerwca tegoż roku odbyły się kolejne fantastyczne zawody łucznicze 3D. Tym razem reprezentacja WGŁ pojechała do Sitnicy koło Rypina.

Ja, Maciej, Robert Klawikowski i wsparcie w osobie Ani żony Roberta zapakowaliśmy samochód po sam dach i wyruszyliśmy już w piątek po południu by w sobotę pełni werwy i energii wziąć udział w zawodach. Podróż minęła dość szybko i miło. Przyjechaliśmy na miejsce rozpakowaliśmy się, i by coś zjadł.

Ku naszemu miłemu zaskoczeniu organizatorzy kolacjaprzywitali nas po polsku- zapełnionym stołem. Wieczorne ognisko, coraz to większe grono łuczników, atmosfera zwiastowała nadchodzący miły dzień. Niezdrowo, bo z pełnymi brzuchami poszliśmy spać. Sobotni poranek przywitał nas przyjemną słoneczną pogodą, palącym się przez całą noc ogniskiem i zapachem kawy. Wraz z wzrastającą temperaturą powietrza, dało się wyczuć coraz to większe stężenie współczynnika rywalizacji. Teren Gminnego Ośrodka Wczasowego w Sitnicy zapełniał się z każdą minutą.

Do naszej reprezentacji dołączył również Sergiej. Organizatorzy uwijali się jak pszczoły robotnice, zapewniając łucznikom i ich rodzinom jedzenie, popitek i sprawną rejestracje. Ponad 100 łuczników w różnych kategoriach: łuki tradycyjne hunter, tradycyjne i bloczkowe podzieleni w grupy o 10.30 ruszyli do swoich celów. A celów było 28, zwierzyny wielorakiej. Na trasie można spotkać było zwinne wiewiórki, powabne czaple brodzące w jeziorze, groźne dziki buszujące w lesie, pyszne poziomki.

dzwiedz1Na leśnej drodze spotkaliśmy przerażającego niedźwiedzia a pod koniec trasy zaskoczyła nas głowa bestii wychylająca się z nory. Misiek dostał ode mnie strzałą w nos, tak ku przestrodze, niech mnie nie straszy. Atmosfera mimo rywalizacji jak zawsze rewelacyjna, bo czy może być coś przyjemniejszego jak fantastyczni ludzie i to co się lubi połączone razem. Pięć godzin minęło niczym chwila. Po powrocie i podliczeniu punktów, czekała na nas zupka a w finale pieczony dzik i prosię. Dzik pewno ubity przez Macieja ;). Po pysznym obiedzie, jeszcze rywalizacja o złotą strzałę a później już tylko koronacja zwycięzców. Organizatorzy zadbali o to by każdy poczuł się wartościowo i dostał śliczny medal za uczestnictwo. Bo przecież nie ważny wynik a dobra zabawa i sport na świeżym powietrzu.

 

WGŁ wróciła ze srebrnym medalem RobertRoberta Klawikowskiego, życiowym wynikiem Macieja Cyraniaka, piątym miejscem Sergieja Samusjew oraz moim rekordem nie trafionych celów (co dało mi miejsce pierwszego zmywającego w naszym domu). Po powrocie został ślad ugryzień po komarach, eleganckie medale i chęć odwiedzenia Rypina za rok na następnych zawodach.

Dziękujemy za wspaniale spędzony czas.

 

 

 

 

Natalia Cyraniak

Tuesday the 19th. Warmińska Grupa Łucznicza